raczej nie wyróżnię się wśród moich poprzedników, bo dla mnie też największą wartość ma książka papierowa, z którą kontakt mam nie tylko wzrokowy. książka dla mnie to coś więcej niż literki i kilogramy drewna, które poszły na przemiał dla tych kilkudziesięciu czy kilkuset kartek, ale cała historia, którą ona ze sobą niesie - te wszystkie zagięcia przy miejscach najciekawszych i najpopularniejszych, ślady odcisków, zatarcia, zapach starego lub nowiuteńkiego papieru, które przywołują odmienne a jednak te same odczucia.
lubię móc z książką pójść do wanny (z czytnikiem bym się bała, wiadomo), lubię ją po prostu czuć, nawet czuć te kilogramy w mojej torbie czy plecaku, gdy wożę ją wszędzie ze sobą. lubię fakt, że czasem na jakąś książkę muszę poczekać, bo ktoś inny ją pożyczył (w głównej mierze książki pożyczam ze względu na ich cenę właśnie, ale jakoś mnie to nie gryzie specjalnie), to też jest jakiś kontakt z książką, bo muszę się oswoić ze swoim zniecierpliwieniem, a jaka potem radość, że ma się już tę książkę we własnych łapkach na tyyyyle czasu
lubię nawet ten zdziwiony wzrok niektórych ludzi, którzy odkrywają, że niektórzy wciąż czytają choć już w szkole na pewno nie są
do czytników nic nie mam, nie miałam z nimi styczności poza pomacaniem sobie jednego w empiku, zdaję sobie sprawę z zalet z nimi związanych, ale są mi obojętne na tę chwilę. niemniej jednak gdybym miała wybrać to chyba zostałabym przy papierowych wersjach. wiem, że to nieekologiczne, nieekonomiczne, ale papier ma duszę, czytnik to książce odbiera.
choć przyznaję, że zdarza mi się czytać książki na laptopie ściągnięte z chomika z racji niemożliwości ich dostania. wolałabym wersję papierową, bo strasznie szybko w takich sytuacjach męczą mi się oczy, ale jak się nie ma co się lubi itd. i może faktycznie szybciej takie książki kończę, ale pewnie to dlatego, że nie delektuję się wówczas pozostałymi walorami książki i jej duszy.