Podróże małe i duże
Chciałabym, żebyście pochwalili jakie zakątki świata (Polski też!) odwiedziliście.
Mile widziane śmieszne historie z podróży, zdjęcia i różne przyjemne rzeczy
Gdzie czuliście się najlepiej? Gdzie koniecznie musicie wrócić? Do jakiego kraju chcielibyście pojechać, bo np. uwielbiacie ich jedzenie, kulturę.
Ja odwiedziłam Hiszpanie (maj 2011) i Bułgarię (sierpień 2010)
Jakieś anegdotki lub zdjęcia jak się wyśpię, może w weekend
Koniecznie muszę kiedyś ponownie odwiedzić Hiszpanie, bo się zakochałam w tym kraju, jest prześliczny, a ludzie bardzo otwarci. A byłam tam zdecydowanie za krótko.
Jednak zdecydowanie cudowniejsze wspomnienia przywiozłam z Bułgarii, gdzie poznałam wspaniałych ludzi (obóz!) i to były chyba najwspanialsze wakacje mojego życia.
Moim marzeniem jest odwiedzenie Indii i Japonii. No i jakiejś egzotycznej wyspy, ale to dalsze i nieprecyzowane.
A teraz zachęcam do przyznania się, kto jest podróżnikiem
Od dwóch lat sobie powtarzam, że muszę pojechać gdzieś na wieś. Zobaczyć te góry, krowy pasące się leniwie na łąkach, zieleń, czy wspominałam już o górach?
Może nawet kiedyś się sprężę i wylezę gdzieś wyżej, zobaczę Matterhorn...
A póki co, lokalnie zwiedzam sobie miasta. Byłam w Bernie, Lucernie, Lozannie (zamek Chillon), St. Gallen, Winterthurze, Fribourgu i Locarno (to już włoska część, po drugiej stronie Alp, tam cieplej). W marcu planuję wycieczkę do Bazylei. Wiedzieliście, że tamtejsze otnisko ma jedno wyjście, które jest już we Francji ?
Inne podróże... byłam dzieckiem, gdy wraz z rodzicami wybywaliśmy na Słowację na narty lub do ciepłych źródeł. Potem raz pojechaliśmy do rodziny w Wielkiej Brytanii, zwiedzając Londyn, Notthingam (Robin Hood !) i York. W liceum było kilka obozów wakacyjnych we Włoszech, ale niewiele zwiedzania z tego było. Potem długo, długo nic.
Przez ostatnie dwa lata byłam na krótkich weekendowych wypadach w Mediolanie, Berlinie, Vaduz (Liechtenstein) i Paryżu. Na dłuższe wakacje wybraliśmy się z moim K. w trasę Wiedeń - Praga - Budapeszt. Zwiedzamy zawsze sami, z przewodnikiem w ręku, w swoim tempie i swoją trasą.
Bardzo chcę wrócić do Londynu i pozwiedzać go po swojemu. Na liście jest też Hiszpania / Portugalia, w tamtych rejonach mnie jeszcze nie widzieli.
Innym tematem jest Azja, której jednocześnie pożądam i się boję. Chciałabym kiedyś pomieszkać w Japonii, ach, to jedzenie... Singapur, Tajwan, Tajlandia... kiedyś tam dotrę!
Wszystkie miejsca, w których byłam, wspominam bardzo dobrze. Nigdzie nie spotkałam się z agresją czy nieuprzejmością wobec mnie jako turystki.
Berlin mnie przygnębił. Na każdym kroku ślady wojny i podziału, nie da się o tym zapomnieć nawet na chwilę. Ale oprócz tego jest to wspaniałe miasto. Mogłabym tam mieszkać.
Mediolan... tak, to bardzo włoskie miasto . Brudnawe, nieuporządkowane, trochę chaotyczne. A jednocześnie przepiękne. Widzieliście kiedyś Duomo? Mnie ta katedra przygniotła do ziemi. Jest fantastyczna. W ogóle włoska architektura jest cudowna.
Paryż, ach Paryż! Wbrew pozorom, Francuzi mówią po angielsku (a ja przy okazji przekonałam się, że z mojego licealnego francuskiego ślad nie został). Wieża Eiffle'a ogromna, na pocztówkach wydaje się mniejsza! Notre Dame piękna, ale nijak się ma do Duomo w Mediolanie. Dużo spacerowaliśmy, jesień się właśnie wtedy zaczęła... bardzo mile wspominam ten wyjazd.
Praga jest urokliwa, ale mnie dobiły tłumy turystów. Nie znoszę tłumów, brrr! Na szczęście byliśmy tam dłużej niż tylko weekend, więc po niedzieli zrobiło się luźniej. Ciasne, klimatyczne uliczki i kafejki na każdym rogu. Piękne miasto!
Wiedeń też był dość tłoczny, ale tam z kolei ulice są szersze. Miłe i ładne miasto, ale nie zrobiło na mnie jakiegoś większego wrażenia.
Na Budapeszt niestety nie mieliśmy już siły. Trochę go obeszliśmy (budynek Parlamentu mają obłędny!), ale że było to trzecie miasto w naszej podróży, a wtedy akurat w kwietniu były paskudne upały, na ostatnie dni zaszyliśmy się w hotelu .
Vaduz to mieścinka, nic tam poza knajpkami i zamkiem na górce nie ma. Do obejścia w jeden dzień, ale na szczęście widoki są piękne, a okoliczne miasta w zasięgu trochę dłuższego spaceru.
Zdjęć nie dodaję, bo mają wartość dla mnie, sami je z K. zrobiliśmy, ale nie wybijają się niczym szczególnym. Podobne ujęcia można znaleźć spokojnie na wikipedii .
Na razie nie mam się czym wiele chwalić, bo wiele tych podróży nie przeżyłam. Z chęcią jednak odniosę się do słów heksity o wsi, krowach pasących się na łące Raz jeden, jedyny byłam na takiej prawdziwej wsi, w rodzinnym domu mojej mamy. Potem chałupa została sprzedana i już nie można było wyjazdu powtórzyć. A było tam tak niesamowicie. Cisza, piękne widoki, świeże powietrze i te przerażające ciemne, prawdziwie ciemne noce, gdzie nie widać nic na wyciągnięcie ręki Jak uwielbiam wielkie miasta, tłumy ludzi i różnorodność, tak muszę kiedyś wybrać się jeszcze raz na wakacje na wieś. Ale teraz to już coraz mniej takich, co mnie bardzo smuci... Ale co zrobić.
Z zagranicznych odwiedzonych miast to jedynie mogę wymienić Ostravę i Monachium, który jeszcze raz muszę odwiedzić, bo strasznie mi się spodobało Ludzie niezwykle pomocni, sympatyczni i wykazujący inicjatywę. Wrażenie na mnie wywarli równie mocne co architektura ;p
Wymarzoną to mam Grecję, wiadomo To tak najbardziej, jednak jest tyle cudownych miejsc na ziemi, że bardzo chciałabym zobaczyć wiele z nich. Wymieniać nie będę bowiem mnie po prostu ciągnie w świat. Od dzieciństwa marzyłam o podróżach i mam nadzieję, że uda mi się spełnić choć cząstkę tych planów
A Polska? Też jest cudna! Szczególnie do serca przypadły mi jeziora. Mimo tego, że pływać nie potrafię , udało mi się być w ostatnich latach nad jeziorem Klimkowskim i Czorsztyńskim. Pięknie tam było! Ponieważ przerażają mnie niezmierzone wodne połacie, ledwo udało się Michałowi namówić mnie do skorzystania z rowerka wodnego Musieliśmy wynająć większy, taki rodzinny, bo był wg. mnie stabilniejszy. A już miała w myślach wizję, jak wypadam ze zwykłego rowerka wodnego, on się przewraca a ja tonę o.O
"But we're never gonna survive, unless...
we get a little crazy."
tak z zagranicznych wyjazdów, to, starając się chronologicznie to uporządkować: Czechy - zawsze i od dziecka - Karvina, Ostrava, jakieś miasteczka tu w okolicy. Nie dotarłam do Pragi, ale zamierzam to nadrobić wkrótce. hihi. obwód Kaliningradzki - bo mam dziadków niedaleko i jeździłam z nimi po papierosy jak u nich byłam. hie hie. Dania - Odense (i dom Andersena!) - jak miałam chyba 7 lat, bo mojej mamy siostra tam mieszka. Później byłam tam jeszcze raz, w wieku ok. 15 lat i było równie fajnie. Duńczycy są świetni, bardzo sympatyczni i otwarci. Chorwacja - Omis, Split, Primosten i pewnie coś jeszcze, ale nie pamiętam - w wieku lat 13, 2 tygodnie z rodzicami i młodszą siostrą. Morze jest piękne i w bombowym kolorze, ale niestety większość plaż to kamienie. Chyba tylko jedna piaszczysta była. Niemcy - Hamburg - tylko kilka godzin, w oczekiwaniu na przesiadkę na busa do Danii. Ale połaziłam trochę i w sumie było nawet fajnie. Bardzo lubię duże miasta. Szwecja - miał być Sztokholm, a było Nykoping - w ramach jednodniowej wycieczki samolotem za 40 zł w obie strony. Jak się później okazało, autobus z lotniska do Sztokholmu kosztował więcej niż samolot w dwie strony dla dwóch osób, więc sobie daliśmy spokój. Autostopem podjechaliśmy do najbliższej miejscowości w obawie, że jak pojedziemy dalej, to nie zdążymy wrócić na poranny samolot powrotny - ale w sumie i tak było fajnie Szwecja jest bardzo ładna, te śliczne małe czerwone domki rodem z pocztówek..!!! Wielka Brytania - Birmingham, Londyn - w te wakacje - musiałam odstawić siostrę do domu, a przy okazji spotkałam się ze znajomym z mojego miasta który w Londynie ma ojca i akurat tam był Pozwiedzaliśmy co chciałam pozwiedzać, byłam na Abbey Road, przejechałam się metrem, widziałam wszystkie miejsca które występują na pocztówkach. Bardzo intensywnie i bardzo fajnie spędzony dzień. No i zalałam wtedy aparat fotograficzny Spritem, który wybuchł mi w torebce. Aparat zginął i już nie ożył. NIGDY. A z Londynu zdjęcia mam tylko robione telefonem. Ugh. Holandia - Haga, Amsterdam, Haarlem, Zaandvoort, Nieuw-Vennep, Hoofddorp - w sumie 3 miesiące w Holandii i z holendrami, bardzo dobrze wspominam. Mieszkanie w cudownym, czystym kraju, z otwartymi ludźmi, którzy uśmiechają się na ulicach i machają łapką na przywitanie nawet do obcych ludzi, 20 km od świetnej, głośnej stolicy i 30 km od morza - cudo. Chętnie bym jeszcze odwiedziła Amsterdam kiedyś, bo tam chyba podobało mi się najbardziej. Uwielbiam duże miasta.
w planach na 2012:
Wiedeń - bo do Wiednia mam bliżej niż do Warszawy, a jednak jeszcze tam nie byłam;
Praga - jak wyżej;
Amsterdam i Paryż lub tylko Paryż - weekend majowy autostopem
a z marzeń na bliżej nieokreśloną przyszłość to Ameryka Południowa i safari w Kenii
let's twist again, like we did last summer!
adres aktualny - brytyjski z 66 na przodzie!
nazwisko zmieniłam też
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 02-17-2012 09:55 AM przez Martina.)
Martina napisał(a):Wiedeń - bo do Wiednia mam bliżej niż do Warszawy, a jednak jeszcze tam nie byłam;
Wiedeń jest c-u-d-o-w-n-y. Kocham to miasto
Z moich podróży?
Polska -wiadomo -większe miasta znam; kocham Wrocław, Kraków mi się trochę przejadł , przynajmniej raz w roku jestem w Warszawie, ostatnio poznałam Bydgoszcz (co nie zmienia faktu, że mi się nie podoba), w ub. roku pierwszy raz w życiu byłam w Trójmieście , Jura Krakowsko-Częstochowska i inne - długo by wymieniać. Choć jest wiele miejsc w kraju, gdzie chcę wrócić, i wiele, które w ogóle chcę pojechać choć raz
Włochy (Rzym, Florencja, Asyż, San Marino, Wenecja), Paryż, dolina Loary, Budapeszt, Wiedeń, Bratysława, Praga, Hajduszoboszlo (pierwszy zagraniczny wyjazd), Kreta, Litwa (Wilno, Troki, Kowno, Druskienniki). Generalnie - w przeciwieństwie do niektórych tu - nie jestem typem zwiedzacza na własną rękę - trochę się boję, brakuje mi siły przebicia etc. Zazdroszczę ludziom takich samodzielnych wojaży, ale mam poczucie, że to nie dla mnie
Aa, przypomniało mi się, w Wilnie jeszcze z rodziną byłam. Szkoda tylko, że przez ten jeden dzień zwiedzania miałam taką gorączkę, że wspomnienia mam dziurawe jak ser szwajcarski .
Ale macie podróże Za to moje są przede mną. Jak zwiedzam to teraz tylko na Internecie/poprzez książki Albo palcem po mapie/globusie
A tak to byłam na Słowacji w wieku 8-9-10 lat bodajże. W każdym razie około 4 razy w Zemplinskiej Siravie i raz w Liptovskim Mikulasu. I tyle O i na Węgrzech przez 3 godziny
z zagranicznych podrozy to tylko Norwegia, ktora kocham calym sercem. nie wiem czemu, ale wydaje mi sie taka... magiczna. Oslo jest cudowne, mimo ze to ponoc najdrozsze miasto na swiecie. ale te uliczki, budynki, kawiarenki.. a przede wszystkim LUDZIE. mam mozliwosci zostac tu na stale wiec po skonczeniu roku w Polsce, przyjezdzam tu i pracuje.
mimo, ze jedzenie jest takie sobie (no chyba, ze ktos lubi krewetki, lososie i ogolnie mieso) to i tak zawsze tylko poluje na tanie bilety (raz byly po 6 zl) i przyjezdzam do Norwegii.
i chcialam jeszcze napisac, ze norwedzy maja ogromne zaufanie do ludzi.
a w planach mam przede wszystkim Barcelone. uwielbiam te miasto, mimo ze nigdy nie bylam. ciagnie mnie tam strasznie. ale narazie to patrze na ceny biletow glownie. zastanawiam sie nad Szwecja bo bilety lotnicze po 5 zl. byly kilka dni temu jak sprawdzalam, ale nie wiem czy teraz jeszcze sa. i jeszcze mam zamiar zobaczyc Londyn, Nowy Jork, Finlandie, Islandie <3 i duuuuuzo wiecej.
jeśli chodzi o zagranicę... moją pierwszą wielką podróżą, była Rosja, a właściwie wówczas jeszcze ZSSR w wieku 3 lat byłam na wakacjach z rodziną w Soczi (obecnie niedaleko granicy z Gruzją). z wyjazdu nie pamiętam zbyt wiele poza tym, że były tam kamieniste plaże, które mi się w ogóle nie podobały, wypasione place zabaw, które u nas pojawiły się dopiero z jakieś 10 lat później i to, że leciałam samolotem i słońce było niżej ode mnie, to było coś dla takiego berbacia jak jak. zdjęć nie mam, za to mam pocztówki stamtąd
poza tym regularnie z rodziną jeździłam również na Słowację, do której zawsze było blisko, tym bardziej, że każde wakacje spędzałam w Zakopanem, z którego to już rzut beretem. ale zwiedzałam raczej wioski i wioseczki oraz okoliczne zamki, do Bratysławy jakoś nigdy nie dotarłam. ale lubię ten kraj, jest taki swojski i tak podobny do naszego, że człowiek nadal czuje się jak w domu.
w 2007 byłam we Włoszech, w Neapolu, u mojej mamy i była to moja pierwsza samodzielna podróż zagraniczna. spędziłam tam wspaniała 2 tygodnie, w trakcie których non stop musiałam się odganiać od natrętnych Włochów, bo byłam jeszcze naturalną blondynką. i pierwszy raz w życiu się naprawdę opaliłam swoją drogą w Neapolu byłam w czasie, gdy strajkowali włosny śmieciarze i codziennie mijałam wielki śmietnik, który z dnia na dzień rósł i rósł i śmierdział obrzydliwie. a sam Neapol spodobał mi się dopiero po powrocie do Polski. chyba coś jest w słowach kogoś znanego (nie pamiętam kogo), że będącw Neapolu chce się z niego jak najszybciej wyjechać, a gdy się już do niego wyjedzie marzy się tylko o powrocie do niego. cały czas myślę, jakby tu znów tam pojechać, bo to magiczne miasto z camorrą w tle
Sylwester 2009 spędziłam z kolei w Austrii, w Wiedniu. ładne miasto, zabytkowe, z niesamowitą atmosferą, ale jakoś mnie do siebie nie przekonało, może to dlatego, że to był właśnie Sylwester i było tam za dużo ludzi. najlepiej wspominam jeżdżenie na gapę metrem i picie w nim wina w porcelanowych kubeczkach. i to, że wzięto mnie za Francuzkę a mojego Nienarzeczonego za Fina a żeby było taniej mieszkaliśmy w trakcie wyjazdu w Czechach, więc przy okazji zwiedziłam Znojmo i Ołomuniec. i to by było na tyle mojej przygody z Czechami, czego bardzo żałuję.
W 2010 byłam na Węgrzech, oczywiście w Budapeszcie. w tym mieście z kolei zakochałam się od pierwszego wejrzenia - przypomina Wiedeń ze swoją pohabsburską zabudową, a jednocześnie nie jest tak królewskie i niedostępne. nikomu nigdzie się nie spieszyło, atmosfera była spokojna, niespieszna i też swojska.w centrum miasta ogromne tereny rekreacyjne, których tak mi brakuje u nas. i zakochałam się również w ichnim metrze! starsze linie wyglądają jak żywcem wyjęte z Moskwy. myślę, że mogłabym tam mieszkać, gdyby nie ten okropny język! do tej pory pamiętam jaki problem mieliśmy w samoobsługowym sklepie, gdzie nikt nic nie rozumiał po angielsku ze znalezieniem wody niegazowanej
na Sylwestra 2010 byłam z kolei w Niemczech w Berlinie. jako iż do Niemców mam słabość to było wiadomo, że mi się spodoba i nawet liczba ludzi na ulicach mi zupełnie nie przeszkadzała. lubię tę chaotyczną zabudowę Berlina, gdzie socjalistyczny budownictwo mieszcza się z nowoczesnymi wieżowcami i starszymi kamienicami. no i miałam okazję posłuchać jak śpiewa David Haselhoff ze "Słonecznego Patrolu" i Yolanda Be Cool znanego z tego utworu:
a w 2011 byłam w Hiszpanii, w Barcelonie i wspominałabym ten wyjazd bardzo dobrze, gdyby nie to, że ostatniego dnia ukradli mi w restauracji aparat. aparatu było mi mniej żal niż zdjęć, ale lekki niesmak pozostał. najciekawszym momentem jednak było to, że w nocy, już 2 godziny po naszym przylocie do miasta, proponowano nam kupno haszyszu, trawy i koki
a poza tym byłam na znanej większości wam autostopowej wyprawie po Bałkanach. plany były zupełnie inne, ale ostatecznie przejechaliśmy Słowację (z której najbardziej utkwił mi w pamięcie Turek na granicy polsko-słowackiej mówiący wyłącznie po turecku oraz estońska wycieczka, która robiła nam zdjęcia jak małpow klatkach), Węgry (Budapeszt, w którym spaliśmy na pasie "zieleni" między drogą wyjazdową i jakaś fabryką, na której grasował lis; Balaton, gdzie spaliśmy pod Lidlem i gdzie znaleźliśmy martwego żółwia oraz Nagykanizsa), Chorwację (Zagrzeb, gdzie spaliśmy w przyczepie tira; UNESCOwy Szibenik; 3 dni na wyspie Murter; UNESCOwy Trogir, gdzie spaliśmy na plaży i obowiązkowy UNESCOwy Dubrownik, w którym jadłam najlepszą zupę pomidorową pod słońcem), Czarnogórę (w której jestem dozgonnie zakochana i do której się kiedyś przeprowadzę, zobaczycie! razem ze spotkanymi po drodze Polakami włóczyliśmy się po Herceg Novi i wioskach i wioseczkach Zatoki Kotorskiej, a potem już w Podgoricy przeżyliśmy największe chwile grozy w trakcie całej wyprawy) i Serbię (Belgrad mi się spodobał niesamowicie, ale byłam tam zbyt krótko i zbyt zmęczona, żeby go dobrze eksplorować, więc wrócę tam na pewno).
mieliśmy jeszcze być w Słowenii, Macedonii i Bośni, ale wiadomo, że jadąc stopem to jest zawsze loteria
a w październiku byłam na weekendzie we Włoszech, w Bolonii, w drodze (również powrotnej) do której poznałam naszą forumową Pharmacy Seal mieszkałam w parku historycznym pod Bolonią w górach, z trzema osiołkami pod oknem, na totalnym odludziu, byłam na koncercie włoskich zespołów, na którym gwiazdą był zespół naszego gospodarza i trafiłam na protesty włoskich Oburzonych.
na Sylwestra w tym roku miałam być na Słowenii, a na ferie pojechać do Andory, ale wyszło jak wyszło i w świat ruszę dopiero na majówkę. tym razem chcę dotrzeć do Kosowa i Albanii, które jako część Bałkanów ciągną mnie niesamowicie. ogólnie mam fisia na punkcie Bałkanów i z chęcią spędziłabym tam więcej czasu poznając nie tylko te większe i bardziej znane miejsca, ale również dziury zabite dechami. z chęcią bym też nauczyła się języka, ale znalezienie serbskiego to nie jest taka prosta i tania sprawa, więc póki co odkładam to na bliżej nieokreśloną przyszłość. poza tym planuję przy najbliższej nadarzającej się okazji (czyli wtedy kiedy będę miała przynajmniej miesiąc wolnego) pojechać do Gruzji, Azerbejdżanu i Armenii. natomiast do moich dwóch największych marzeń podróżniczych należy przejechanie koleją transsyberyjską do Chin oraz wyjazd do Nepalu. jak uda mi się dostaćw wakacje do pracy w Holandii, na którą aplikuję to po powrocie zamierzam tam w końcu polecieć
no i do Pragi muszę w końcu dojechać, bo ciągle mi coś staje na drodze...
a o Polsce to może napiszę w następnym poście, bo mnie zabijecie pewnie
Ja tylko powiem, że przy okazji porządkowania kolekcji UNESCO policzyliśmy obiekty które odwiedziliśmy (ja, mąż lub razem). I wyszło nam 108! I teraz mamy plan, że co roku chcemy jakiś zobaczyć, a najlepiej więcej niż jeden .
Skoro o podróżach mowa...
mój pierwszy zagraniczny wyjazd to w 2 klasie podstawówki na Słowację w zasadzie na wieżę widokową na granicy polsko-słowackiej w Barwinku... bo ode mnie to rzut Beretem do Barwinka potem wiele razy byłam na Słowacji jeszcze z rodzicami, znajomymi, na wymianach międzyszkolnych swojego czasu modne u nas były wyjazdy do sklepów na Słowację no i mój smak dzieciństwa - lentilki
Przez Słowację blisko na Węgry - spędziłam tam kilka swoich wakacji, chętnie tam wracam, ale Budapesztu jeszcze nie udało mi się zobaczyć ale Tokaj, Eger, Miskolc tak
Wielka Brytania - nie była to podróż czysto turystyczna, a wakacyjny, studencki zarobek ale udało mi się trochę Anglii zobaczyć zgubiliśmy się w Birmingham, potem pracowałam na farmie fasolowej niedaleko Worcester, skąd pochodzi słynny sos potem udało mi się zwiedzić mały kawałek Londynu, bo na fasoli była susza i mało pracy i przenosiliśmy się na południe, do znajomych do Ashford, a że między autobusami mieliśmy ok 9 godzin wolnego to spacerek po Londynie a później zwiedziłam jeszcze Canterbury, Dymchurch i kilka innych małych miejscowości niedaleko Ashford
Ukraina - wyprawa do Lwowa na weekend majowy więcej czasu chyba spędziliśmy w busach, autobusach i innych środkach transportu niż zwiedzaliśmy Lwów ale cóż taki urok z tego wyjazdu najlepiej wspominam jazdę taksówką w 7 osób + kierowca (taksówka normalnie miesciła kierowce + max 4 pasażerów), wejscie z jakąś wycieczką do opery lwowskiej i przypadkowe trafienie na próbę koncertu , paprykówkę, zimną wodę o 6 rano i brak wody po 22
Włochy - kolejna pracowa wyprawa, do Piemontu ponad 2 miesiące w brzoskwiniowym "raju" po nocach włóczyliśmy się po okolicznych miasteczkach, bardzo malowniczych: Savigliano, Saluzzo, Lagnasco Dwa razy miałam okazję być w Alpach ta pieszych wędrówkach po górkach Bardzo smakowała mi tam polenta, którą znacząca większość znajomy wzgardziła wręcz ale ja jestem żarłoczna
Ayuto napisał(a):A już miała w myślach wizję, jak wypadam ze zwykłego rowerka wodnego, on się przewraca a ja tonę o.O Język
Jako dziecko byłam z rodzicami w Wieleniu, nad jeziorem, i pływaliśmy sobie rowerkiem wodnym. To był jeszcze taki stary typ, metalowy z pływakami i dwoma siedzeniami-leżakami. Płyniemy sobie dobry kawałek od brzegu, a tu niespodzianka - jeden z pływaków przecieka! Tacie udało się wezwać jakąś żaglówkę, która zabrała mnie i Mamę, a on sam jakoś do brzegu dopłynął... ale przez moment było nieciekawie.